top of page

Japonia - kraj sprzeczności

  • Zdjęcie autora: szalonawiewiora
    szalonawiewiora
  • 24 mar 2024
  • 4 minut(y) czytania

Długo zastanawiałam się jak zacząć ten post. Jak podzielić się z Wami tym co przeżyłam w Japonii.


Będąc jeszcze na miejscu znalazłam przynajmniej 20 tematów, które chcę z Wami poruszyć. Są wśród nich moje zachwyty, ale i rozczarowania.


Zanim jednak rozpocznę tę serię, postanowiłam na gorąco podzielić się z Wami moimi odczuciami po pobycie w Kraju Kwitnącej Wiśni.


I chociaż trudno opisać to słowami to postaram się jak najlepiej przelać na papier moje myśli, bo wierzcie mi... przez te dwa tygodnie każdego dnia zalewało mnie inne uczucie.


Najpierw czułam oczywiście zachwyt i zdziwienie. Praktycznie wszystko było tam inne, ale też lepiej zorganizowane. Jakbym oddychała innym, świeższym powietrzem.

Japończycy zachowują się stonowanie i cicho, szanują przestrzeń osobistą drugiej osoby, a do tego trzymają się wyznaczonych zasad. Jeśli mają ustawić się w kolejce, to po prostu to robią.

Do tego są szczerze uprzejmi. Nie dlatego, że tak wypada, ale robią to po prostu automatycznie i nie chcą nikogo zostawić w potrzebie. W tym wszystkim nie mogłabym zapomnieć o zachwycającej naturze i pięknych ogrodach. Nic więc dziwnego, że po kilku dniach poczułam, że to kraj dla mnie, że to moje miejsce na ziemi i chcę tam zamieszkać.

Jednak po chwili spędzonej w Japonii zaczęłam dostrzegać też inne, niekoniecznie przyjemne rzeczy. Przyglądając się mieszkańcom w pociągach i metrach dotarło do mnie jak smutni i samotni są. Wszyscy byli zamknięci w swoich światach - w słuchawkach i z telefonem/laptopem w dłoni. Każdy albo spał albo skupiał się na sobie. Zero interakcji społecznych. No chyba, że ktoś (na przykład my) ewidentnie nie mogliśmy dojść do ładu, w którą stronę jechać. Wtedy oferowano nam pomoc.


Muszę w tym miejscu wspomnieć również o mieście Kioto, na które najbardziej liczyłam. Tymczasem to ono właśnie najbardziej mnie rozczarowało. Liczyłam, że zagłębię się tam w prawdziwą, japońską tradycję oraz kulturę. I owszem, pod względem zasad się nie zawiodłam. To właśnie tu zasiadłam po raz pierwszy w tradycyjnej japońskiej restauracji i to właśnie tu musiałam zdejmować buty przed wejściem do praktycznie każdego budynku.

Rozczarowało mnie natomiast, że ze starego Kioto zostały może 2 lub 3 ulice. Cała reszta to zwykłe, nowoczesne miasto.

Niby rozumiem, że rozwój jest ważny, ale jakoś inaczej sobie to wyobrażałam. Jednakże największym zawodem i goryczą, których nie mogę przeboleć do dziś, była dla mnie umierająca kultura gejsz.


Boli mnie to, że każdy turysta może sobie po prostu wypożyczyć kimono i chodzić po całym mieście bez umiejętności i gracji. Niejednokrotnie widzieliśmy jak dziewczyny "szurały" butami po ziemi lub nawet gubiły geta (czyli tradycyjne drewniane obuwie zakładane do kimona lub yukaty). Wiecie, sama jechałam do Japonii z zamiarem zakupu kimona, ale po tym co zobaczyłam po prostu nie mogłam tego zrobić. Nawet teraz, gdy o tym piszę buzuje we mnie złość.

Pewnego dnia wybraliśmy się do dzielnicy gejsz. Jest tam całkowity zakaz robienia zdjęć. Szkoda, bo budynki są naprawdę piękne. Właśnie tak wyobrażałam sobie dawne Kioto. No ale trudno... zakaz to zakaz więc przełknęłam gorycz i napawałam się widokiem. Niestety mam wrażenie, że tylko my zwróciliśmy na to uwagę. Nikt ale to nikt się tym nie przejmował. Wszyscy zachowywali się głośno i robili zdjęcia oraz filmy na prawo i lewo. Zupełnie się nie dziwię, że od kwietnia władze miasta zamykają część dzielnicy dla turystów.


Niemniej to właśnie tam po raz pierwszy zobaczyliśmy prawdziwą gejszę. Sunęła z gracją po ulicy z zakupami w rękach. Szła dostojnie i bezszelestnie w prostym, aczkolwiek pięknym kimonie.


Właśnie w tym momencie moje wyobrażenie japońskiego świata rozpadło się na kawałki. Jak można było dopuścić, by taka kultura zniknęła w tłumie?


To właśnie od tego momentu zaczęłam dostrzegać coraz więcej rzeczy, które przeszkadzają mi w Japonii.


Niedługo później wyproszono nas z dwóch barów w Tokio gdy tylko do nich weszliśmy, dając nam głupie wymówki. Szybko zorientowaliśmy się, że są one przeznaczone tylko dla Japończyków. My musieliśmy udać się na specjalną ulicę z barami dla obcokrajowców, w których pobierano opłatę za samo wejście. Muszę tu wspomnieć, że wewnątrz pomieszczenia znajdowała się tylko lada i 4 - 6 krzeseł. Nie dało się tam nie wejść w interakcję z barmanem czy innymi klientami, nie mówiąc już o braku stolika przy którym moglibyśmy spędzić czas tylko w naszym gronie.


Do tej pory nie wiem czy to kwestia tego, że Japończycy nie lubią się integrować, czy nie chcą żeby świat widział ich w mniej idealnym stanie. Niemniej to kolejna rzecz, dla której przykro mi z ich powodu.


Większość kobiet ma w Japonii bardzo podobną fryzurę, mężczyźni są podobnie ubrani, a uczniowie muszą chodzić do szkoły w mundurkach - brak tam indywidualizmu.

Nie dziwię się już, że w Kraju Wschodzącego Słońca istnieje dzielnica, w której dzieci oraz nastolatki mogą znaleźć w sklepach różne przebrania i stać się kim tylko chcą i po prostu być sobą.

O ironio! Tylko w Japonii mogłam założyć czapkę z danielem i nie być uznana za dziwoląga.

Mam wrażenie, że Japończycy w wolnym czasie uciekają od rzeczywistości, bo nie zawsze jest ona tak kolorowa jak nam się wydaje. Stąd to zamiłowanie do przesłodzonego i przekoloryzowanego świata.

Coraz bardziej rozumiem czemu Japończycy tak bardzo lubią anime/mange. Sama czasami mam ochotę uciec do innego, mniej realnego świata.


No dobrze... to teraz pytanie dnia.


Czy jeszcze kiedyś wrócę do Japonii? Z pewnością. Chciałabym bardziej zgłębić tę kulturę i spróbować nieznanego mi jedzenia, bo tym zachwycałam się na każdym kroku. Sama natura też zapiera dech w piersiach. Zostało mi wiele regionów do odwiedzenia, a jeśli chodzi o poruszanie się po kraju to jest to banalnie proste. Wszystko wyjaśnione jest na obrazkach, więc nawet bez znajomości języka japońskiego można sobie poradzić i porozumieć się z każdym. Muszę jednakże stwierdzić, że dwa tygodnie pobytu tam totalnie mnie zmęczyły, więc następnym razem nie wybieram się na dłużej.

Co jest dla mnie największym zaskoczeniem podróży? To, że wreszcie zaczęłam doceniać Polskę. Do tej pory nie widziałam plusów mojego ojczystego kraju poza tym, że mam tam cudowną rodzinę. Teraz widzę jednak, że Polacy to naprawdę super ludzie, a bogatość naszej przyrody może konkurować nawet z Japonią. Może nie mamy wulkanu i oceanu, ale każdy zakątek zachwyca czymś innym. Mamy góry, morze, jeziora, a nawet pustynię.


Nigdy nie spodziewałam się, że muszę wyjechać aż do Japonii żeby to pojąć, ale jak to mówią... lepiej późno niż wcale :)


Dziękuję Wam za dzisiejszą uwagę. Naprawdę potrzebowałam się wyżalić.


Od następnego tygodnia ruszamy z informacjami, które mogą się Wam przydać i mnóstwem zdjęć :) Postaram się opowiedzieć o wszystkim czego dowiedziałam się o Japonii.


Trzymajcie się i miłego tygodnia!


Comments


© 2019 by świat według rudej. Proudly created with Wix.com

bottom of page